Egzamin zdaje... Czarne mydło oliwne  Savon Noir Beaute Marrakech

lutego 06, 2021

Egzamin zdaje... Czarne mydło oliwne Savon Noir Beaute Marrakech


Dawno, dawno temu byłam fanką mydła w kostce Aleppo. Dlaczego? Sama nie wiem ;D Śmierdziało, wysuszało ale jednak... z odpowiednią rękawicą było genialną alternatywą dla peelingów gruboziarnistych. I do tego wystarczało na wieki. Kłopot z mydłem był taki, że nie miałam mydelniczki, a mydło zostawiałam w przypadkowych miejscach, co nie było dobrym pomysłem... Tym razem postawiłam na mydło zamknięte w słoiczku. Super sprawa - pomyślałam - nie ubrudzę wanny i na pewno będzie się takiego produktu używało szybciej i łatwiej! 

Może najpierw słów kilka o działaniu i składnikach. Czarne mydło oliwne jest robione z oliwek i oleju oliwnego, a wiec jest to produkt roślinny. Wbrew nazwie nie ma koloru czarnego, ale głęboko zielony lub brązowy - kolor zależy przede wszystkim od oliwek, z których jest zrobione. Właściwości mydła znane i cenione są od tysięcy lat. Teoretycznie mydło przeznaczone jest do każdego rodzaju skóry, również wrażliwej czy suchej. Mydło ma za zadanie nie tylko bardzo dobrze oczyszczać skórę, ale i nawilżać, wygładzać, niwelować niedoskonałości i przede wszystkim odżywiać. 

Kupiłam mydło głównie dla jego właściwości oczyszczających i trudno mi ocenić, czy spełnia inne obietnice. Według mnie nie jest nawilżające - wręcz przeciwnie. Natomiast jako zamiennik peelingu sprawdza się bardzo dobrze. Świetnie złuszcza martwy naskórek i przygotowuje do dalszych zabiegów. Tym razem nie używałam mydła do twarzy. Natomiast w połączeniu z dobrą rękawicą do masażu, super wygładza całe ciało. 

Zapach przemilczę, chociaż tak naprawdę w ogóle mi nie przeszkadza. Jest bardzo specyficzny, lekko wyczuwalne są oliwki. Im częściej używam mydła, tym bardziej lubię ten dziwny aromat. Jest jednak jeden minus, który zniechęca mnie ogromnie do regularnego stosowania mydła. Wydobycie produktu ze słoiczka graniczy z cudem! Zbita i gęsta konsystencja bardzo utrudnia jakiekolwiek działania. Dobrze byłoby żeby woda nie dostawała się do słoiczka, co też jest bardzo trudne. Generalnie bardzo polecam wszystkim mydła tego typu, ale nic nie przebije starej dobrej kostki, do której wrócę z podkulonym ogonem ;D 

Egzamin zdaje.... Podkład matujący Lumene

grudnia 05, 2020

Egzamin zdaje.... Podkład matujący Lumene

Cztery podstawowe kryteria, które powinien dla mnie spełniać dobry podkład to: jasny odcień, raczej lekkie krycie, matowienie i ostatnie ale najważniejsze - nie powinien mieć negatywnego wpływu na stan mojej skóry. I tutaj zaczynają się schody. Bo jeśli znajdę lekki podkład o dobrym składzie, okazuje się, że odcień jest za ciemny. Jeśli znajdę podkład w jasnym kolorze - tworzy maskę, a ja zaczynam przypominać Gejszę w pełnym makijażu. A kiedy już wydaje mi się, że znalazłam ideał - bo kolor pasuje, skład całkiem w porządku i nie tworzy maski, po godzinie zaczynam się świecić i z upływem czasu jest coraz gorzej....


Podkład matujący od Lumene miał zaradzić wszystkim moim problemom i właściwie już na początku mogę napisać, że tak się stało. Podkład nie zawiera parabenów, pochodnych formaldehydu, oleju mineralnego i dedykowany jest cerom tłustym oraz mieszanym. Nie jest testowany na zwierzętach. Zawiera w sobie olej z nasion maliny moroszki. Zamknięty w tubce, z cienkim ujściem. Fajna sprawa bo nie wycieka, nie brudzi i można go precyzyjnie nałożyć. Konsystencja jest dość gęsta. Plusem jest piękny zapach, którego zupełnie nie potrafię opisać. Kojarzy się z zapachem kwiatów albo delikatnych perfum? Podkład dostępny jest w sześciu odcieniach, mój odcień to 00 - Ultra Light.


Podkład faktycznie ma właściwości matujące i jest dość kryjący (jak na moje standardy). Dla fanów podkładów Estee Lauder Double Wear, krycie może być minimalne za słabe, ale dla mnie to ideał. Nie lubię ciężkich podkładów. Ładnie matuje i długo utrzymuje się na twarzy. Co ciekawe, nie jest to płaski mat. Nie funduje nam efektu maski, a skóra wygląda bardzo ładnie i naturalnie. Nie klei się, ale mimo wszystko używam trochę pudru, żeby dłużej przetrwał. Nawet po zdjęciu maseczki, pozostaje jedynie nieznacznie naruszony. Zapach jest lekko wyczuwalny na twarzy, ale według mnie to zaleta. Dużym pozytywem jest to, że po użyciu nic złego nie dzieje się z moją skórą. 

Czy faktycznie jest taki jasny? 

No cóż... nie jest to najjaśniejszy podkład jaki miałam, ale po lecie, w którym zaszalałam z opalaniem, pasuje mi bardzo dobrze. Podejrzewam jednak, że osoby o naprawdę bardzo jasnej karnacji mogą być nieco zawiedzione najjaśniejszym kolorem. Według mnie odcień jest bardzo ładny, przede wszystkim dlatego bo nie wpada w różowe tony. Bliżej mu do wanilii niż do różu. 


Czy kupię ponownie? Już kupiłam - dwa opakowania na zapas. :)
Egzamin zdaje.... Rozświetlający peeling złuszczający Sephora Collection (Volc)

grudnia 05, 2020

Egzamin zdaje.... Rozświetlający peeling złuszczający Sephora Collection (Volc)

Rozświetlający peeling marki Sephora zawiera w sobie piasek wulkaniczny (tego jeszcze nie było) i jest koloru czarnego. Ma w sobie dość sporo dużych drobinek, które mają za zadanie złuszczać nasz naskórek. Konsystencja dość lekka, fajnie się rozprowadza, trudno podrażnić nim skórę twarzy. Bardzo przyjemnie pachnie - kojarzy mi się ze świeżością i może troszeczkę z męskimi perfumami. Opakowanie poręczne, niewielka tubka, z której łatwo wycisnąć produkt. Skład i opis bardzo zachęcający. Aż 97 % składników pochodzenia naturalnego. Produkt przyjazny weganom, bez składników pochodzenia zwierzęcego. Wczytując się w skład peelingu zamieszczony na stronie Sephora, można dojść do wniosku, że to samo dobro dla naszej skóry. 


Ale czy to naprawdę działa? 

I o ile skład jest świetny, to działanie jest... średnie. Kupując peeling liczyłam, że moja skóra będzie gładka i lśniąca niczym twarz głównego bohatera Sagi Zmierzch. A tak na poważnie - nigdy nie oczekuje od kosmetyków cudów. Staram się nie oceniać po pierwszym użyciu, ale kiedy skończę produkt. Dodatkowo mam świadomość, że na mój stan skóry ma wpływ wiele czynników - w tym odżywianie, nawodnienie i ogólny stan zdrowia. Jednak od peelingu, wymagam przede wszystkim tego, żeby dobrze oczyścił moją skórę i w przypadku takiego kosmetyku mogę wymagać efektu od razu po pierwszym użyciu. No i właśnie tego mi zabrakło. Należę do osób, które lubią mocne peelingi, a ten taki nie jest. Są dni kiedy skóra szaleje - pojawiają się zaskórniki, przesuszenia z nierównościami i w takich momentach fajnie jest użyć dobrego produktu peelingującego, a później zafundować skórze dawkę nawilżenia. Peeling Sephory owszem daje uczucie wygładzenia, ale nie zapewnia takiego dogłębnego oczyszczenia skóry. 


Mimo wszystko ma też swoje zalety. Pozostawiony na twarzy dłużej faktycznie zapewnia efekt wygładzenia i jakby zmatowienia. Myślę, że jest to spowodowane dobrym składem, a nie właściwościami złuszczającymi. Czy zauważyłam obiecane rozświetlenie? No niestety niekoniecznie. Mam wrażenie, że hasło "rozświetlenie" jest nagminnie nadużywane w stosunku do wielu produktów kosmetycznych, które mają oczyścić skórę. Raczej nie sięgnę po ten peeling ponownie, ale myślę, że osoby, które mają wrażliwą, problematyczną cerę, mogą spróbować. 

Egzamin zdają... Maski Nawilżające Origins - Drink Up i Drink Up Intensive

maja 23, 2020

Egzamin zdają... Maski Nawilżające Origins - Drink Up i Drink Up Intensive



Dawać mi tu te maseczki od Origins! - pomyślałam kiedy tylko poczytałam trochę o marce i kosmetykach pielęgnacyjnych jakie oferują. Hasło przewodnie marki to: Natura + Nauka. Stawiają na formuły pielęgnacyjne oparte na bazie olejków naturalnego pochodzenia, składniki pozyskiwane z "roślinności, ziemi i morza oraz najnowszych zdobyczy technologicznych". Markę poleca m.in. Martyna Wojciechowska, którą bardzo cenię. Czy produkty TAKIEJ marki mogą być złe??? Otóż nie muszą być złe, ale mogą być przeciętne. Nie oczekuje od kosmetyków pielęgnacyjnych cudów. Od masek nawilżających, oczekuje po prostu nawilżenia, bez dodatkowych niespodzianek. Maska Na Twarz z Awokado (zielona) i 10 Minutowa Maska Nawilżająca (żółta) od Origins niestety nie zostały moimi ulubieńcami miesiąca. 


10 Minutowa Nawilżająca Maska Na Twarz Drink Up w obiecane 10 minut raczej nie spełni wszystkich swoich obietnic. Maskę powinno nakładać się na umytą skórę, pozostawić i zatrzeć, a nadmiar wmasować w skórę. Oczywiście zastosowałam się do zaleceń. Niestety po starciu maski i wmasowaniu w skórę pozostałości, cała twarz niemiłosiernie się lepi. Owszem skóra sprawia wrażenie jędrniejszej i jakby wypełnionej, pewna dawka nawilżenia jest dostarczana, ale mam wrażenie, że to wszystko bardzo powierzchowne działanie. Nie jestem w stanie funkcjonować z lepiącą się twarzą, a już na pewno nie byłabym w stanie zafundować sobie takiej maski przed wykonaniem makijażu. Raz spróbowałam, twarz w błyskawicznym tempie zaczęła się świecić, a podkład ścierać. W moim przypadku jedyne rozwiązanie to nałożyć maskę, pozostawić na dłuższy czas (minimum 30 minut) i spłukać wodą. Przy takim zastosowaniu twarz się nie lepi, ale nawilżenie i ujędrnienie jest średnie. Myślę, że maska sprawdzi się na baaaardzo suchej skórze, ale bez spłukiwania. Ja niestety nie jestem w stanie stosować jej w ten sposób. Skład jest bardzo bogaty, znajdziemy w niej dużo naturalnych olejków. Zapach niesamowity - cytrusowy, bardzo pobudzający. Generalnie nie skreślam maseczki i będę do niej wracać, ale w takiej cenie znajdziemy kilka lepszych produktów, zapewniających dogłębne nawilżenie, bez efektu lepiącej się twarzy. 


Maska z awokado ma być nakładana na noc i sprawiać, że skóra będzie odżywiona i nawilżona. Efekt lepiącej się twarzy jest troszkę mniej intensywny niż w przypadku żółtej maski. Po nocy z maską, skóra faktycznie jest bardziej nawilżona i jędrniejsza, ale trzeba uważać. Bogaty skład maski (w tym dużo olejków) nie będzie odpowiedni do każdej skóry. Czasem lepiej postawić na kosmetyki, których lista składników jest troszkę krótsza. Tutaj mamy ich kilkadziesiąt (!). Zapach maseczki podobnie jak w poprzedniej jest piękny, cytrusowy. 


Spodziewałam się lepszego działania i przyjemniejszego stosowania. Oczywiście, każda skóra wymaga innej pielęgnacji i u dużej grupy osób maski Origins mogą sprawdzić się bardzo dobrze. Ja nie jestem do końca zadowolona, ale chętnie wypróbuje kremy lub inne produkty marki.  

Egzamin zdaje... Rozświetlacz Sephora - 03. Romantic Glow

kwietnia 30, 2020

Egzamin zdaje... Rozświetlacz Sephora - 03. Romantic Glow


Wychodzę z założenia, że zdecydowanie korzystniej jest inwestować w kosmetyki do pielęgnacji twarzy, szczególnie te z naturalnym składami, niż kosmetyki kolorowe. Cholera, ale w przypadku rozświetlaczy ta reguła zupełnie nie działa... Za każdym razem, kiedy planuję zakup nowego rozświetlacza, zadaję sobie pytanie - czy ja naprawdę tego potrzebuję? I już za moment jestem szczęśliwą posiadaczką kolejnej błyskotki. Rozświetlacze są po prostu piękne. Kiedyś nie używałam kosmetyków tego typu, bo nigdy nie miałam idealnej cery. Teraz nadal takiej nie posiadam, ale zupełnie mi to nie przeszkadza ;) 


Szczerze mówiąc podchodzę do tego trochę kolekcjonersko. Zachowuję zdrowy rozsądek jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe, ale rozświetlacze dostępne obecnie na rynku są po prostu niezwykłe. Inaczej wyglądają w opakowaniu, zupełnie w inny sposób zachowują się na skórze. Cudownie prezentują się w świetle słonecznym, często dają wielowymiarowy blask. To takie małe dzieła sztuki ;) Ciekawe formuły, odcienie, konsystencje i faktury. Do tej pory moimi faworytami były rozświetlacze z Glam Shopu, Milani i produkty Becci. Do ich rozświetlaczy wracam najczęściej. Używałam też Nabli, Benefitu, Hean, Kobo i Zoevy. Kiedyś sięgałam także po rozświetlacze z Wibo i Lovely, ale zawsze kończyło się to brokatowym osypem na całej twarzy, a tego nie lubimy ;)


Bardzo lubię kosmetyki, które poza fajnym działaniem, po prostu ładnie wyglądają. Rozświetlacz od Sephory niewątpliwie przyciąga wzrok piękną fakturą. Przypomina trochę łuskę smoka w złotawo- różowym kolorze. Majstersztyk ;) No właśnie, wróćmy do kolorów. Mogłoby się wydawać, że dominuje jasne złoto, ale rozświetlacz od Sephory - Romantic Glow ma w sobie różowy poblask i jest on bardzo wyraźny na skórze.


Trzeba zadać sobie pytanie czy zależy nam na efekcie jaki daje np. Becca - Moonstone - czyli delikatne złotej poświacie? Jeśli tak, kosmetyk Sephory w odcieniu Romantic Glow nie będzie trafionym zakupem. Mimo wszystko uważam, że rozświetlacz jest bardzo nietypowy. Złoto- srebrno- różowy mix jest naprawdę rzadko spotykany, a może fajnie odmienić makijaż. Zastanawiam się jak sprawdziłby się w formie rozświetlającego różu do policzków.  


Sama konsystencja i efekt jaki daje na skórze są całkiem przyjemne. Rozświetlacz nie pyli i nie zostawia na całej twarzy okropnych drobin brokatu, tworzy raczej delikatną taflę, lekko iskrzącą w słońcu. Jest bardzo drobniutko zmielony, pod palcem raczej suchy, ale dla mnie nie stanowi to problemu. Opakowanie proste, plastikowe i lekkie. Może nie zachwyca, ale w tym przypadku ważniejsza jest zawartość.  Dla potrafiących analizować składy, poniżej wrzucam skład ze strony Sephory: Mica,CI 77891 (Titanium Dioxide),Cetearyl Ethylhexanoate, Hdi/Trimethylol Hexyllactone Crosspolymer, Squalane, Octyldodecyl Stearoyl Stearate, Glycerin, Polysorbate 20, Caprylyl Glycol, Ethylhexylglycerin,1,2-Hexanediol, Chondrus Crispus (Chondrus Crispus (Carrageenan)),Xanthan Gum,CI 77491(IronOxides), Silica, Dicalcium Phosphate, Synthetic Fluorphlogopite,CI 77499 (Iron Oxides),CI 77492 (Iron Oxides),Tocopherol.


Czy jestem zadowolona z rozświetlacza? Miałam lepsze i gorsze kosmetyki tego typu ;) Odcień Romantic Glow niewątpliwie jest oryginalny. Myślę, że warto wypróbować go na własnej skórze. 
Egzamin zdają... kremy Eco Laboratorie

kwietnia 26, 2020

Egzamin zdają... kremy Eco Laboratorie


Znalezienie dobrego kremu, który fajnie nawilża, a jednocześnie jest lekki i nadaje się pod makijaż, u mnie graniczyło z cudem. Jeśli miał bogaty skład, zazwyczaj był po prostu lekko tłusty, więc na dzień, pod makijaż nadawał się średnio.... Ultra lekkie kremy - żele miały wprawdzie świetną konsystencję, ale cóż z tego skoro powodowały ściągnięcie, a o nawilżeniu nie było mowy. No sytuacja patowa. Moja skóra nie jest łatwa w pielęgnacji. 30 - stka na karku, a ja nadal zmagam się z niedoskonałościami, przesuszoną okolicą ust i tłustą strefą T. Są dni kiedy skóra wygląda lepiej, ale są też takie, kiedy cieszę się, że nosimy teraz maseczki ;D

Wypróbowałam wiele różnych marek, z różnej półki cenowej i efektu WOW jakoś nie było, aż do momentu kiedy trafiłam na Eco Laboratorie. Jestem posiadaczką już trzeciej tubki kremu na dzień, a co więcej niedawno kupiłam też wersję na noc :) Tubka rosyjskiego specyfiku musi być obecna w mojej kosmetyczce.

Zaufanie do rosyjskich kosmetyków miałam zawsze. Używam dużo rosyjskich szamponów, odżywek, płynów micelarnych, więc wybór rosyjskiego kremu nie był zaskoczeniem. Dużym zaskoczeniem okazało się jednak działanie. Po pierwsze - krem na dzień jest lekki. Ma delikatną konsystencję, niemal żelową i przyjemny kwiatowy zapach. Szybko się wchłania, świetnie sprawdza się pod makijaż. Po drugie - (i najważniejsze!) naprawdę świetnie nawilża. Skóra jest jędrniejsza, przyjemna w dotyku. Po trzecie - cena kremu jest bardzo zachęcająca :) 

A co znajdziemy w składzie kremu na dzień?
Niemal 97% składników pochodzenia roślinnego, olej makadamia, olej ze słodkich migdałów, kwas hialuronowy. Bez SLS, parabenów, silikonów i konserwantów. 

Jak widać dobry skład = dobre działanie. Podobne w przypadku kremu na noc. Nadal ma lekką konsystencję, ale skład jest bogatszy. Znajdziemy tutaj dodatkowo m.in. olej arganowy. Efekt jest taki, że skóra przez noc jest odżywiona, wygładzona i jędrniejsza. Kosmetyki są przeznaczone głównie dla skóry dojrzałej i wymagającej, chociaż myślę, że spokojnie każdy może po nie sięgać. 

Dla mnie to po prostu naprawdę dobre kremy, które zawsze mam w swojej kosmetyczce i zamawiam na zapas, na wypadek gdyby nagle się skończyły. 
Egzamin zdaje... Pianka roślinna do mycia twarzy Soraya Plante.

kwietnia 12, 2020

Egzamin zdaje... Pianka roślinna do mycia twarzy Soraya Plante.


Z oczyszczaniem skóry twarzy jest u mnie różnie. Do tej pory nie znalazłam żelu, pianki czy peelingu, do których wracałabym regularnie. Żaden produkt do mycia nie zachwycił mnie na tyle, żebym została jego wierną fanką. W łazience zawsze muszę mieć dwa produkty myjące do twarzy, o trochę innych właściwościach, których używam naprzemiennie - jeden mocno oczyszczający, drugi delikatny. Zdecydowanie trudniej jest znaleźć produkt, który działałby delikatnie, ale jednak skutecznie. Rossmann, w którym zazwyczaj zaopatrywałam się w kosmetyki do mycia, tym razem świecił pustkami, a jednym z niewielu dostępnych produktów była pianka myjąca od Soraya. Pomyślałam, że pianka, której 99 % stanowią składniki pochodzenia roślinnego, to może być całkiem fajna opcja na delikatne oczyszczanie.  


Do tej pory, Soraya nie kojarzyła mi się z kosmetykami naturalnymi. Szczerze mówiąc nie kojarzyła mi się absolutnie z niczym, ponieważ nigdy nie sięgałam po kosmetyki tej firmy. Okazało się natomiast, że Soraya nie pozostaje w tyle, jeśli chodzi o naturalną pielęgnację. Na uwagę zasługuje linia Plante - 0 % parabenów, silikonów, sztucznych barwników, SLS i przeważające składniki pochodzenia naturalnego. Generalnie zapowiada się całkiem ciekawie i chętnie wypróbuję krem z tej serii, czy żel myjący. A jak właściwie sprawdziła się roślinna pianka myjąca Soraya Plante? 



Pianka jest bardzo delikatna i przyjemna w użyciu. Na pewno nie jest to produkt, którym zafundujemy sobie intensywne oczyszczanie. Dla skóry wrażliwej - opcja idealna. Skóra nie jest ściągnięta, nie jest zaczerwieniona, nie woła rozpaczliwie o nawilżenie. Czy sprawdza się u mnie? Ponieważ od jakiegoś czasu nie używam podkładu i żadnych innych kosmetyków kolorowych, moja skóra nie wymaga mocnego oczyszczania. Pianka jest dla mnie wystarczająca. W połączeniu z moją szczoteczką do mycia twarzy, radzi sobie nawet w gorsze dni. Na uwagę zasługuje też zapach - to bardzo przyjemny, delikatny kwiatowy aromat. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona pianką z serii Plante. U mnie zdała egzamin, myślę, że u wrażliwców sprawdzi się jeszcze lepiej :)
Ps. Życzę wszystkim dużo optymizmu w te trochę inne Święta Wielkanocne.
 Serniczki zjedzone? ;)))
Egzamin zdaje... Eliksir Nawilżający Śliwka z Szafranem od Miodowej Mydlarni.

kwietnia 07, 2020

Egzamin zdaje... Eliksir Nawilżający Śliwka z Szafranem od Miodowej Mydlarni.

  
Jeśli do tej pory nie znaliście osoby, która kupuje kosmetyki, bo zauroczyło ją opakowanie - już znacie ;) O Miodowej Mydlarni nie słyszałam wcześniej wiele, aż pewnego dnia z każdej strony zaczęły atakować mnie sympatyczne pszczoły. Na słoiczkach, na butelkach, na pojemniczkach. Pomyślałam sobie, że chętnie poznam firmę, która oferuje tak przyjemnie prezentujące się kosmetyki. I przepadłam. Historia jest bardzo ciekawa. Pan Marek Guszczyn długo pracował w korporacji, za którą chyba nie do końca przepadał ;) Zainteresował się pszczelarstwem, stale pogłębiał swoją wiedzę o pszczołach i miodach, aż zdecydował się na zakup kilku uli. Pasieka Pana Marka w Puszczy Knyszyńskiej zaczęła się rozrastać, a smak własnego miodu przeszedł wszelkie oczekiwania. Pan Marek wraz z żoną, postanowili w pełni wykorzystać dobroci, jakie daje im pszczelarstwo i z naturalnych produktów pszczelich zaczęli produkować kosmetyki. 


Składy kosmetyków Miodowej Mydlarni faktycznie zachwycają. To produkty naturalne z woskiem, miodem i pyłkiem pszczelim. Urozmaicenie stanowią dodatki w formie naturalnych olejów i maseł, niesamowite olejki eteryczne, zioła i kwiaty czy naturalne sole mineralne. Wachlarz oferowanych produktów jest całkiem spory. W Miodowej Mydlarni znajdziemy mydła naturalne (#myjręce), pudry do kąpieli, masła, balsamy, olejki, świece, a nawet perfumy w kremie. 


Eliksir nawilżający Miodowej Mydlarni ma przede wszystkim nawilżać i odżywiać. W składzie posiada witaminę E, olej śliwkowy i szafranowy oraz ekstrakt z rozmarynu. 30 ml płynu zamkniętego w szklanej butelce z pipetą, wystarczy na długo. Eliksir to taki bardzo delikatny olejek, pozostawiający minimalnie tłustą warstwę. Na uwagę zasługuje zapach - jest nie do podrobienia ;) Dominuje zapach śliwki z jakąś nutką orientalnego aromatu. Cudo. Myślę, że nawet gdyby eliksir nie działał, używałabym go dla samego zapachu. Skoro mówimy o działaniu - wszystkie obietnice Miodowej Mydlarni są spełnione (a jakże!). Nawilża, odżywia i widocznie wygładza. Polecam szczególnie po nieprzespanej nocy i w połączeniu z kwasem hialuronowym, kiedy nasz skóra jest odwodniona i zmęczona. Mi wystarczą jakieś 4 krople na twarz. Myślę, że fajnie sprawdzi się też na skórze starszej osoby, z większymi potrzebami. Nie wiem jak eliksir działa na włosy, ale myślę, że niebawem przetestuje jego działanie w połączeniu z ulubiona maską. Polecam! Eliksir nawilżający Miodowa Mydlarnia zdaje egzamin w 100%. 
Egzamin zdaje.... Bronzer Sunny Splendor od Kobo Professional.

marca 30, 2020

Egzamin zdaje.... Bronzer Sunny Splendor od Kobo Professional.












Bronzer Sunny Splendor Kobo Professional

Skoro wszyscy mamy narodową kwarantannę, w najbliższym czasie raczej nie będzie szansy na złapanie odrobiny słońca. Liczę na to, że ten dziwny czas niebawem się skończy i będziemy mogli cieszyć się wolnością, na świeżym powietrzu. Co mi pozostaje do tego momentu? Oglądanie seriali na Netflixie, gotowanie i polepszacze humoru do jakich z pewnością należą kosmetyki ;) Ze względu na obecną sytuację, stawiajmy na polskie marki. Myślę, że wiele firm czeka kryzys - także firmy z branży kosmetycznej. Jeśli jest możliwość wybrać dobry polski kosmetyk, po co sięgać po zagraniczne zamienniki? W przypadku bronzera Kobo Professional Sunny Splendor - bez zająknięcia mogę powiedzieć, że to naprawdę świetny produkt.

Bronzer Sunny Splendor od Kobo Professional - jak wypada? 

Mam kolor 1 La Concha Beach, a więc najjaśniejszy. Bronzer kupiony jakiś czas temu, z myślą o ocieplaniu skóry, nie konturowaniu. Myślę, że to nie jest bronzer przeznaczony do konturowania, ale wyprowadźcie mnie z błędu, jeśli się mylę. Zamknięty w dużym, lekkim, plastikowym opakowaniu - generalnie opakowanie nie jest najwyższej jakości, ale skupmy się na samym produkcie. Puder ma na sobie tłoczenia imitujące liście, dzięki temu wygląda ciekawie. Konsystencja jest bardzo przyjemna. Absolutnie nie jest to suchy puder. Jest jedwabisty i gładki, sprawia wrażanie niemal mokrego.

Nie jest to produkt w 100 % matowy i bardzo dobrze. Dzięki temu trudniej jest uzyskać na twarzy efekt sztucznej plamy. Ma jakby satynową konsystencję, co daje naprawdę piękny i naturalny efekt po nałożeniu. Rozprowadza się bardzo dobrze. Jest dość dobrze napigmentowany, ale nakładany lekką rękę nie tworzy plam. Nie pyli. No i najważniejsza kwestia - kolor. Idealny odcień dla bladych osób. Oczywiście nadal mówimy o ociepleniu skóry, nie wykonturowaniu. W ogóle nie wpada w pomarańczowe tony, co jest ogromnym plusem. Kolor jest perfekcyjnie wyważony, myślę, że nie sposób zrobić sobie nim krzywdę. To taka mleczna czekolada z dużą ilością mleka ;) Pięknie powinien wyglądać także przy bardziej opalonej skórze, w połączeniu ze złotawym rozświetlaczem. 

Bronzer Kobo - zamiennikiem bronzera z Too Faced? 

Skoro już wspomniałam o czekoladzie, warto napisać o zapachu bronzera. Jest dość wyrazisty, raczej słodkawy. Mi kojarzy się własnie z delikatnym aromatem czekolady. Co do składu, nie potrafię analizować składów kosmetyków kolorowych, także liczę na to, że nie jest zły ;) Kupując bronzer Kobo Professional warto podkreślić jego bardzo niską cenę. Jest to dość zabawne, ponieważ myślę, że bez problemu można go porównać z kosmetykami marki Too Faced, Benefit czy Nabla. Dobrze wypada także w porównaniu z jednym z moich ulubionych bronzerów, z Glam Shopu. Sunny Splendor w 100 % zdaje egzamin. 

Egzamin zdaje... Serum Rozświetlające Dzika Róża z Iossi.

marca 29, 2020

Egzamin zdaje... Serum Rozświetlające Dzika Róża z Iossi.

Serum Rozświetlające Dzika Róża Iossi 

Przyszło nam wszystkim funkcjonować w trudnym czasie. Staram się odnaleźć w tym trochę innym świecie. Bezczynność i panika, które zaczęły dominować, uświadomiły mi, że przecież mogę wrócić do pisania bloga, a co za tym idzie, umilić czas sobie i mam nadzieję, chociaż niektórym z Was :)  Bardzo dużo zmieniło się przez te kilka lat - pod względem kosmetycznym. Wypróbowałam mnóstwo marek, przetestowałam różne specyfiki i wyrobiłam sobie opinię o wielu z nich. Staram się teraz rozsądnie podchodzić do zakupów. Mam swoje ulubione kosmetyki pielęgnacyjne i kolorowe. Czy to znaczy, że nie sięgam po nowości? Absolutnie nie ;) Tak było z serum Iossi.


Szukałam produktu nawilżającego, ujędrniającego i delikatnie rozświetlającego. Mam swój ulubiony krem na dzień i na noc, o którym chętnie opowiem, ale potrzebowałam przede wszystkim wzmocnienia działania nawilżenia i odżywienia. Skóra 30-latki niestety funkcjonuje już nieco inaczej. Bez dodatkowego wsparcia moja cera wygląda po prostu na zmęczoną. Pomimo wieku, nadal borykam się z niedoskonałościami, także z drugiej strony muszę uważać i nie eksperymentować aż tak drastycznie. Dlaczego w ogóle zdecydowałam się na zakup serum Iossi? Przede wszystkim ze względu na skład, który jest w 100% naturalny. Mam dość produktów, które krzyczą do mnie "jestem eko", "jestem bio" po czym zagłębiam się w skład znajduję tam ciężką chemię...  

 
W uroczej buteleczce z przyciemnionym szkłem (co bardzo dobrze wpływa na kosmetyki naturalne, szczególnie z zawartością witaminy C), mamy 10 ml serum. Jest to mini wersja. Wydawać by się mogło, że to bardzo mało, jednak serum mam już kilka miesięcy. Buteleczka ma pipetkę - dla mnie świetne rozwiązanie. Dozujemy tyle, ile potrzeba, w higieniczny sposób. Pierwsze na co zwróciłam uwagę po otwarciu, to niesamowity zapach. Uwielbiam go, chociaż wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu. To mieszanka cytrusów i bardzo mocnego aromatu geranium. Bardzo niepowtarzalna kompozycja, poprawiająca nastrój. Warto podkreślić, że jest to serum olejowe o pomarańczowym zabarwieniu. Pozostawia na skórze lekko tłusty film. 

 Serum Rozświetlające Dzika Róża Iossi - jakie dało efekty?

Serum używałam co drugi dzień lub rzadziej. Wyłącznie na noc. Moja skóra ma skłonności do różnych brzydkich niespodzianek, także nie mogę przesadzać. Czasem pod krem nawilżający, czasem na krem, a czasami bez dodatkowych ulepszaczy. Jakie są moje wrażenia? Myślę, że to jest całkiem przyjemny produkt, który wzbogacił moją pielęgnację. Zauważyłam odżywienie i uelastycznienie, trochę zwiększyło się nawilżenie skóry. Bardzo ładnie wygładza okolice pod oczami. Czy widoczne jest rozświetlenie? Trudno powiedzieć. Zauważyłam natomiast, że jeśli moja skóra jest bardzo przesuszona i użyję serum... skóra zabarwia się minimalnie na pomarańczowy kolor. Nie jest to dla mnie problem, właściwie to może być plus, nie muszę używać samoopalacza ;) Myślę, że to jest dobry produkt, jeśli oczekujemy dodatkowej dawki odżywienia. Poza tym używając serum Iossi, mam świadomość, że funduje mojej skórze wszystko co najlepsze - ze względu na fantastyczny skład. Generalnie jestem bardzo ciekawa innych produktów Iossi i na pewno po nie sięgnę. Iossi Serum Dzika Róża - zdaje egzamin :)
Egzamin zdaje... pomadka Bourjois  Rouge Edition Velvet.

maja 24, 2015

Egzamin zdaje... pomadka Bourjois Rouge Edition Velvet.


Pierwszym pytaniem jakie zadałam sobie, widząc pomadkę z Bourjois w sklepie, brzmiało: "czy faktycznie jej potrzebuję???". Po krótkiej chwili intensywnego myślenia, doszłam do wniosku, że oczywiście zupełnie nie jest mi potrzebna, ponieważ: a) nie lubię pomadek w wyraźnych odcieniach b) często mam wysuszone usta, c) nie należy do najtańszych, d) nie będę jej używać. Kierując się więc swoją pokręconą logiką, zakupiłam pomadkę, na przekór wszystkiemu ;D A co właściwie obiecuje nam Bourjois? Całkiem sporo:
Nowa pomadka od Bourjois z matowym wykończeniem i intensywnymi kolorami, o lekkiej, przyjemnie nakładającej się formule, której nie czuć na ustach, nie wspominając o łatwej aplikacji, poczuciu komfortu na ustach i 24 godzinnej trwałości…Rouge Edition Velvet ma niewiarygodną formułę, która tuż po aplikacji sprawia wrażenie lakieru do ust, ale po nałożeniu przemienia się w pięknie matową, jedwabiście gładką i lekką teksturę , która wygląda glamour i sexy! Prawdziwe odkrycie!
Ukośnie ścięty aplikator w formie gąbeczki sprawia, że pomadkę nałożysz łatwo i precyzyjnie. Rewelacja! Niewiarygodnie zmysłowa jakość Rouge Edition Velvet pozwala cieszyć się lekkością efektu „drugiej skóry”. Utrzymanie nawilżonych ust jest głównym zadaniem wszystkich pomadek Bourjois . Subtelnie matowe usta: TAK! Ale nie ma mowy by usta wysuszały się po kilku godzinach! Wzbogacona w czyste pigmenty i lotne olejki, formuła gwarantuje kolor, lekkość i daje poczucie ekstremalnego komfortu, a pomadka długo utrzymuje się na ustach. Aby wykonanie makijaży było jeszcze prostsze, Bourjois stworzyło ukośnie ścięty aplikator w postaci gąbeczki ze zbiorniczkiem, który pozwoli Ci szybko i łatwo pomalować usta. Dzięki Rouge Edition Velvet możesz uzyskać taki poziom matowego i nasyconego koloru na jaki tylko będziesz mieć ochotę, wystarczy że nałożysz odpowiednią ilość formuły. Żadnych wysuszonych linii, ani śladów po pomadce! Pomadka nie rozmazuje się i zapewnia jednolite krycie.


Sugerując się powyższym opisem ze strony, można stwierdzić, że pomadki to jakaś rewolucja na rynku i żaden kosmetyk nie jest w stanie im dorównać. Z niektórymi zapewnieniami zgadzam się w 100 %. Pomadka jest niewyczuwalna na ustach. Początkowo ma gładką, kremową formułę, jest lekko mokra, po chwili efekt ustępuje i można cieszyć się matowym wykończeniem. Produkt zastyga na ustach, ale nie tworzy nieprzyjemnej, wyczuwalnej warstwy. Nigdy nie miałam pomadki, która po nałożeniu na usta zachowywałaby się podobnie. Niestety pomadka nie zawsze nakłada się równomiernie. Jeśli nie mam zadbanych ust, nawet po nią nie sięgam, ponieważ podkreśla niedoskonałości. Efekt jaki daje, można stopniować. Mnie zazwyczaj wystarcza lekkie wklepanie jej w usta, wtedy wygląda bardzo naturalnie. Gruba warstwa zapewnia bardzo wyraźny, przybrudzony, różowo-bordowy odcień. Kolor bardzo trudno jest opisać, ponieważ w zależności od ilości warstw i światła, wygląda inaczej.


Na zdjęciach pomadka wpada bardziej w różowy, natomiast w rzeczywistości kolor jest ciemniejszy, bardziej brudny. Mam pomadkę w odcieniu 07 Nude-ist, proponuję jednak nie sugerować się przy zakupie, nazwami. Spodziewałam się bardziej neutralnego koloru, tymczasem jestem posiadaczką pomadki, której gruba warstwa, w połączeniu z moją bladą skórą, daje efekt nieco wampiryczny. Aplikator faktycznie jest przyjemny w dotyku i można dzięki niemu wykonać precyzyjny makijaż. Produkt nie wylewa się z opakowania, które jest dość proste, ale solidne. Co do trwałości, 24 h nie wytrzyma, nie okłamujmy się, chociaż gruba warstwa przetrwa długie godziny. Nie zgodziłabym się także, z tym, że w ogóle nie wysusza ust. Jak każda matowa pomadka, noszona przez większość dnia, lekko wysuszy, ale jest to do przejścia.


Plusy:
  • trwałość
  • napigmentowanie
  • konsystencja
  • komfort noszenia
  • precyzyjny aplikator
Minusy:
  • nie zawsze rozprowadza się równomiernie
  • może wchodzić w załamania ust
  • może lekko wysuszać
Daję 4+/5-, ze względu na fakt, że kolor nie do końca do mnie pasuje.
Egzamin zdaje... Żel do mycia twarzy aloes i papaja Orientana..

maja 02, 2015

Egzamin zdaje... Żel do mycia twarzy aloes i papaja Orientana..


Dziś sobota z Orientaną! Przyznam szczerze, że faworyzuje trochę markę Orientana. Oferują naprawdę oryginale produkty, z ciekawymi składami, zazwyczaj o niezwykłych orientalnych lub owocowych zapachach. Orientana kojarzy mi się przede wszystkim z ekologicznymi składnikami ale i luksusem. W swoim asortymencie posiadają kosmetyki do każdego rodzaju skóry, także problematycznej. Do tego jest to polska marka, a więc tym bardziej zasługuje na uwagę. Tym razem troszeczkę o żelu do mycia twarzy z aloesem i papają. Co o nim mówi Orientana? 

el do mycia twarzy z drobinkami ryżu, które delikatnie i dokładnie oczyszczają skórę w sposób naturalny. Nie zawiera SLS/ SLES. Bogaty w ekstrakty roślinne. SKŁAD: woda, sok z aloesu, gliceryna, drobinki ryżu, ekstrakt z korzenia lukrecji , ekstrakt z korzenia żeń-szenia indyjskiego, karbomer, ekstrakt z owocu papai, ekstrakt z szafranu, Polysorbate 20 (z oleju kokosowego), wodorotlenek sodu, betakaroten, kwas cytrynowy, benzoesan sodu (z jagód), sorbinian potasu ( z jagód).

W butelce mamy 205 ml, czyli jak na żel do mycia twarzy raczej niewiele, szczególnie, że produkt nie jest super wydajny. Żel jest właściwie bez zapachu, ma konsystencję gęstej galaretki, z drobinkami. Drobinki się nie rozpuszczają, ale w żaden sposób nie podrażniają skóry. Można mieć natomiast problem z ich dokładnym spłukaniem.  Biorąc pod uwagę świetny skład, żel powinien działać cuda, z doświadczenia jednak wiem, że z moją skórą bywa różnie.

Potrzebowałam żelu, który dokładnie oczyści skórę, a jednocześnie jej nie wysuszy, jak większość moich produktów do mycia twarzy. Tym razem, mimo tego, że markę darzę specjalnymi względami  niestety żel w 100% nie spełnił moich oczekiwań. Ma bardzo przyjemną konsystencję, a myjąc nim twarz mam wrażenie, że używam serum nawilżającego, a nie produktu do mycia. Nie pieni się, jest delikatny dla oczu. Drobinki są dość mocno wyczuwalne ale nie podrażniają skóry. Spokojnie mogę zostawić żel na twarzy trochę dłużej, mam wrażenie, że wtedy nawilża, koi i wygładza jeszcze lepiej. Niestety z oczyszczaniem jest dużo słabiej. Produkt nie oczyszcza dogłębnie porów. Właściwie w ogóle...  Dla mnie działanie oczyszczające jest zbyt słabe. Z drugiej jednak strony, od takiego produktu nie powinnam raczej oczekiwać działania porównywalnego z mydłem Alepp. Prawdopodobnie kupię ponownie żel z Orientany  żeby używać go naprzemiennie z mydłem Alepp. Myślę, że dla cery suchej, żele z Orientany będą produktami idealnymi. Ja jako posiadaczka cery tłustej z niedoskonałościami, muszę także sięgać po produkty silniej oczyszczające.

Plusy:
  • pięknie nawilża
  • koi
  • nie podrażnia
  • idealny dla suchej i podrażnionej skóry
  • przyjemna konsystencja
Minusy: za słabo oczyszcza
Oceniam na 4-. 
Egzamin zdaje... krem nawilżający Make Me Bio- Garden Rose.

marca 29, 2015

Egzamin zdaje... krem nawilżający Make Me Bio- Garden Rose.


Po odstawieniu toników do twarzy z alkoholem, przyszedł czas na wypróbowanie kremów, o bardziej naturalnym składzie. Kremy nawilżające do tej pory nie stanowiły ważnego punktu w mojej pielęgnacji. Od czasu do czasu sięgałam po jakiś rosyjski specyfik, którego działanie, wcale nie było powalające. Skóra na zmianę była albo bardzo przesuszona, albo tłusta i zanieczyszczona. Na produkty Make Me Bio trafiłam przypadkiem. Według producenta, kosmetyki, które oferują są: bezpieczne w użyciu, pasują do wszystkich rodzajów skóry, nie są testowane na zwierzętach i nie podrażniają.  Czyli naturalne produkty o ciekawych składach, pięknie zapakowane, a do tego polskie! Zdecydowałam się na krem do cery suchej i wrażliwej, czyli nie do końca takiej, jaką posiadam. W składzie mamy dużo olejków, a więc teoretycznie krem nie powinien się u mnie sprawdzać. Jak się okazuje, nawet skóra tłusta potrzebuje czasem porządnego odżywienia, a olejki wcale nie muszą szkodzić.


Mistrzostwo świata jeśli chodzi o opakowanie.  Krem przywędrował do mnie w uroczym słoiczku, obwiązanym sznurkiem, z doczepioną karteczką,  z opisem produktu. Uważam, że opakowanie to bardzo ważny element kosmetyku. Oczywiście musi być praktyczne, ale i estetyczne.  W słoiczku mamy 60 ml produktu, który jest naprawdę wydajny. Konsystencja kremu jest dość zbita, gęsta, a zapach delikatnie różany. 


Tutaj skład: Rosa Damascena (Rose) Flower Water, Pelargonium Asperum (Geranium) Flower Water, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Macadamia Ternifolia (Macadamia Nut) Seed Oil, Cetearyl Glucoside, Glyceryl Monostearate, Glycerin, Cetyl Alcohol,Tocopherol (Vitamin E), Benzyl Alcohol, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid, Rosa Damascena (Rose) Flower Oil


Jakie są moje wrażenia?

Przede wszystkim krem nie jest tłusty. Naniesiony na twarz jest lekko wyczuwalny, ale nie tworzy nieprzyjemnej, tłustej powłoki. Szybko się wchłania, ładnie rozprowadza. Jest lekki, od razu po nałożeniu na skórę, delikatnie ją wygładza, skóra jest przyjemna w dotyku. Pięknie koi skórę, radzi sobie z podrażnieniami. Używam go głównie na noc, ale zdarzyło się tez kilka razy nałożyć pod makijaż. W takiej roli również sprawdza się bardzo dobrze. Co najważniejsze produkt nie blokuje porów. Jeśli nałożę krem na noc, skóra rano wygląda zdecydowanie lepiej. Jest ładnie nawilżona, jaśniejsza, wygładzona, wygląda zdrowo. Bez problemu można go używać w okolicach oczu. To chyba mój pierwszy krem, który daje zauważalne efekty i na pewno sięgnę po kolejny słoiczek.



Plusy:
  • wygładza
  • nawilża
  • rozjaśnia skórę
  • koi podrażnienia
  • uelastycznia
  • nie blokuje porów
  • nadaj się również pod makijaż
  • może z powodzeniem zastąpić krem pod oczy
  • świetny skład
Oceniam na 5 :)
Copyright © Pass or fail? , Blogger